Dzisiejszy spływ upłynął pod takim hasłem. Dla chłopców z IV TP nie ma rzeczy niemożliwych ...
Najpierw załatwili wszystkie formalności związane z uzyskaniem zgody na spływ, później naprawili przyczepę - pospawać? jaki problem? już robimy ... wymienić żarówkę - nie ma sprawy ...
Do spływu odpowiednio się przygotowali - buty do wody, kamizelki, gwizdki, trąbki itd ... nie było kłopotu żeby spiąć pasami kajaki, załadować je na przyczepę czy rozładować przy rzece ... nie trzeba było wyznaczać nikogo, chętni znaleźli się sami.
Po spływie: kiełbaski, profesjonalne pręty do pieczenia tychże kiełbasek, sztućce, talerzyki, znalazł się nawet ketchup własnej roboty - dziękujemy mamie Piotrka - był pyszny :) nie wspominając o siekierce, rozpałce itd. Oczywiście zostawili po sobie wzorowy porządek.
Liswarta trochę stawiła opór ... ale jak to, ja nie dam rady?
Na filmie widać zmagania z tą dosyć trudną rzeką, która dzisiaj pokazała swe prawdziwe oblicze. Raz wartka i utrudniająca życie swoimi spiętrzeniami i jazami, by za chwile dać odpocząć, w miejscami, leniwym nurcie.
To był zdecydowanie udany dzień dla "Watahy" z IV TP, pogoda dopisała i humory też. A rzeka już czeka na kolejne grupy ... i tylko Młyna żal ..., no i Kłobuckiego Szlaku Kajakowego ...
